Tradycyjnie
wakacje spędzamy w Wągrowcu i Janowcu. Tzn. tata i Olek rehabilitowali
się w Wągrowcu, a Hania, Krzyś i Ewa przerabiali wiśnie u dziadka Zenka
i cioci Doroty.
Pogoda jak to na wakacjach była w kratkę ale udało sie zrobić mały
wypad do Muzueum Etnograficznego w Dziekanowicach. Z powodu deszczu nie
popłyneliśmy na Ostrów Lednicki ale za to dziadek Zenek pokazał nam dom
w którym się urodził.
Dzieci były zachwycone - podobały im się pierzyny a nam spodobał się dziecięcy chodzik (ten gruby kij z pałąkiem na zdjęciu).
Dużym zainteresowaniem cieszyły się też wiatraki chociaż te na zdjęciu są nieczynne.
Stałym
punktem programu w czasie pobytu w Wągrowcu są już przejaźdki na koniu.
Krzyś bardzo poważnie traktuje jazdę na koniu i podczas jazdy jest
bardzo skupiony.
Hania natomiast jest rozluźniona i najchętniej nie schodziłaby z konia.
Tradycyjnym punktem programu jest również pieczenie kiełbasek na ognisku.
Dzieci zjadły kiełbaski z wielkim apetytem, nawet Hania, która zwykle jest niejadkiem, zjadła całą kiełbaskę.
Majówkę w tym roku zaplanowaliśmy dużo wcześniej, bo już w
lutym - zarezerwowaliśmy apartament w Krakowie. W sumie na majówce
spędziliśmy 7
dni, częściowo zwiedzając Kraków a częściowo robiląc wypady w okolice.
Mieszkaliśmy w spokojnej dzielnicy, kilka przystanków od Rynku. Do
centrum początkowo jeździliśmy tramwajem ale tramwaje krakowskie są
kompletnie nieprzystosowane dla osób niepełnosprawnych (automatyczne
zamykanie drzwi zanim niepełnosprawna osoba ma szansę wejść lub
wyjść) później przesiedliśmy się do autobusów które w większości
są niskopodłogowe. Oddzielną rzeczą jest brak wysepek na przystankach
tramwajowych. Ale mimo tych utrudnień udało się miło spędzić czas
chociaż Kraków jest zdecydowanie przereklamowany.
Dzień pierwszy - wieczorem po przyjeździe poszliśmy na
rozpoznanie terenu czyli na krakowski rynek.
Dzień drugi - zwiedzaliśmy Starówkę i Wawel. Jedną z
atrakcji było zamknięcie w bańce mydlanej.
Obowiązkowy punkt pobytu w Krakowie - czyli wizyta w
jaskini smoka i zdjęcie ze
Smokiem Wawelskim.
Dzień trzeci - wyjeżdżamy z tłocznego Krakowa i jedziemy
do DinoZatorlandu w miejscowości Zator. Atrakcją były ruchome dinozaury.
Po części edukacyjnej była część rozrywkowa czyli wesołe
miasteczko.
Wracaliśmy
do Krakowa przez Inwałd - gdzie oglądaliśmy park miniatur - tutaj
dzieci podziwiają fontannę z placu Św. Piotra i oczywiście zostawiły
pieniążki.
Park bardzo nam sie podobał, zarówno dorosłym jak i
dzieciom. Była również przejażdżka "rwącą rzeką" i obowiązkowa
fotografia "w stroju" egipskim.
Dzień
czwarty. Zaskoczyła nas bardzo upalna pogoda i zabrakło nam letnich
ubrań więc wybraliśmy się na zakupy do Galerii Kazimierz. Po powrocie
dzieci chciały odpocząć w domu.
Dzień piąty. Jedziemy do Zakopanego (na
szczęście zdążyliśmy jeszcze przed najazdem turystów). W Zakopanem
zaliczyliśmy tylko obiad w knajpie góralskiej i Gubałówkę. Dzieci
zachwycone były ich pierwszymi górami i leżącym jeszcze śniegiem.
Dzień szósty - wycieczka Plantami do Aquarium i Muzeum
Przyrodniczego.
Dzień siódmy. Pojechaliśmy do Ogrodzieńca aby obejrzeć
zamek i park miniatur małopolskich zamków.
Hania i Krzyś bardzo dobrze się bawili, była
również jazda konna.
Wracając do Krakowa zahaczyliśmy jeszcze o Pieskową Skałę.
Zbliżała sie jednak burza więc zwiedziliśmy tylko maczugę Herkulesa.
Dzień ósmy. Wracamy już do domu.
Tegoroczny urlop spędziliśmy częściowo rozdzieleni. Tata
z Hanią i Krzysiem byli u dziadka w Janowcu a mama i Olek
rehabilitowali się w Wielspinie w Wągrowcu. Alle widywaliśmy się cżęsto
(bo dzieliło nas tylko 20 km)
i robiliśmy wycieczki na przykład na rynek i bifurkację w Wągrowcu.
Jeden z niewielu upalnych dni wakacji
spędziliśmy w Silverado City w Bożejewiczkach koło Żnina. Jest tu
wybudowane miasteczko w stylu dzikiego zachodu z dodatkowymi atrakcjami.
Jedną z atrakcji są przejażdżki konne
a ponieważ Hania od dawna marzyła o przejażdżce na koniu więc
skorzystaliśmy z okazji.
A skoro na koniu jechała Hania więc i Krzysiek
musiał to
również zrobić.
W basenie w Wielspinie jest ciepła woda więc Hania
chętnie
uczyła się pływać - Krzyś natomiast na razie woli trymać się z daleka
od wody.
W Wielspinie na koniach prowadzona jest
rehabilitacja ale można również pojeździć rekreacyjnie nawet w złą
pogodę.
Był
również czas na zabawę - Hania ćwiczy z wujkiem Tomkiem.
Krzysiek również bawił sie dobrze i nie
chciał wracać do domu.
Mimo
mroźnej zimy wybraliśmy się na rodzinną wycieczkę do zoo. Spędziliśmy
tam ponad
cztery godziny.
W
sali wolnych lotów okazało się, że niektóre ptaki latają całkiem szybko
i tuż przed nosem. W sali gadów Hania stwierdziła, że część żółwi to
"posągi" do dekoracji, a Krzyś nie chciał wyjść z sali w której były
krokodyle.
W
nowym budynku są dwa akwaria: jedno z rekinem a drugie z hipopotamami.
Dodatkiem do hipopotamów są całkiem spore rybki.
Rybki są
już przyzwyczajone do ludzi i do biegających za nimi dzieci i chętnie
pływają przy szybie - podobnie jak hipopotam, który robił salta tuż
przy szybie.
W
tym roku wypoczywaliśmy w Rusinowie niedaleko Jarosławca. Woda w morzy
była całkiem czysta (jak na Bałtyk) a piasek na plaży również.
Miejscami po wejściu do wody było trochę kamieni ale stanowiły one
dodatkową atrakcję a nie przeszkodę.
Mieszkaliśmy w przyczepie holenderskiej z dwoma sypialniami i salonem a
dodatkową atrakcja były miejscowe koty.
Pogoda była w kratkę ale tylko jeden dzień był tak deszczowy że
przyczepę upuściliśmy tylko na obiad.Resztę nieplażowych dni
spędzaliśmy na wycieczkach.
Tutaj wycieczka do Gdyni i zwiedzanie żaglowca Daru Pomorza.
Główna atrakcją wyjazdu do Ustki było wypłynięcie w morze na statku.
A w Darłowie Hania chciała koniecznie zobaczyć jak wygląda prawdziwy
zamek.
A
na plaży był nawet czas na wielkie spotkanie rodzinne - przypadkiem
okazało się że niedaleko Rusinowa wypoczywał kuzyn Maciek z tatą
Romkiem i mamą Moniką.
Wieczorem był “obowiązkowy”
spacer nad morze i podziwianie zachodu
słońca.
Olek
dzielnie pływał razem z delfinami.
W
przerwach między basenem były wycieczki: tutaj widok ze statku na
Jaskółcze Gniazdo.
Harem w
Pałacu Chanów w Bakczysaraju
Monastyr
wykuty w skałach.
Park
bardzo nam się podobał - położony jest nad jeziorem koło miejscowości o
nazwie Rogowo. Ścieżki są utwardzone, dinozaurów jest dużo (więcej niż
w Kołacinku).
Krzyś
początkowo bał się dinozaurów ale Hania przekonała go że są całkiem
niegroźne.
Dużym
atutem tego parku jest ogromny plac zabaw z mnóstwem sprzętów
dostosowanych zarówno dla maluchów jak i starszych dzieci.
Jeździ
tutaj również ciuchcia.
Jest
również warsztat plastyczny w którym można pokolorować lub wykleić
rysunki. Hania wybrała rysunek dinozaura i sama go pokolorowała
(oczywiście na ulubiony kolor różowy).
W trakcie
wyjazdu świątecznego do Nałęczowa wybraliśmy się na wycieczkę do
Lublina.
Pogoda
była niezbyt zachęcająca do długich spacerów.
Stąd
wróciliśmy do hotelu bez zbytniego zagłębiania się w lubelską starówkę.
24-25
pażdziernika spędziliśmy u dziadków. W pobliży nad jeziorem rosną
drzewka i krzewy rokitnika zwyczajnego oraz innych ciekawych (z punktu
widzenia nalewkarza :) roślin.
Największe
drzewo rokitnika jakie udało nam się znaleźć.
Hania (i
Krzysio) pierwszy raz nad morzem - ciekawe czy ta woda jest bardzo
mokra...
Krzysio
był zachwycony ilością piasku na plaży...
...i
ilością zabawek w naszym miejscu chwilowego zamieszkania.
Hania
również nie narzekała na brak zajęcia
Odbyliśmy
również małą wycieczkę do Stegny do... wulkanizatora, bo Krzysio złapał
"gumę" w swoim wózku.
A nad
morzem Hania odkrywała uroki zabawy w wodzie i na wyspie.
Oczywiście
oglądaliśmy również zachody słońca nad morzem....
Koniec
urlopu. Czas się pożegnać z morzem a na osłodę trochę zabawy na karuzeli
Hania
zdobyła swój pierwszy szczyt.
A
Olek poznaje... kolejną sympatię
Ostatnie
letnie słońce w sam raz aby poćwiczyć z nianią Tai-chi ;)
Na
spacerze z ciocią Dorotą i mamą chrzestną Agnieszką.
Nad rzeką
Wełną w parku gdzie jeszcze niecałe 40 lat temu tata Hani się kąpał.
Teraz rzeką płynie zielona, obrzydliwa ciecz.
Kąpać się
nie można ale za to w parku jest fajny plac zabaw.
Największe
wrażenie zrobiła jednak krowa chociaż wydoić się nie dała.
Okazało
się również, że maliny prosto z krzaka smakują o wiele lepiej niż z
kartonowego pudełka.
Jazda
samochodem nie zrobiła na nim dużego wrażenia...
Natomiast
Hania uwielbia jeździć samochodem, żeby tylko jeszcze dało się wyjść z
fotelika...
Olek
jak zwykle wiedział jak jechać aby dojechać... do Łukówca koło Jeruzala
czyli "Wilkowyjów" z Rancza. Niestety czas zmienić samochód na duuuużo
większy :(
Dino-park
w Kołacinku - niestety dinozaury nie dawały się nakarmić.
Pałac
w Walewicach (to tutaj pani Walewska i Bonaparte spędzali romantyczne
chwile)
My
również bawiliśmy się bardzo dobrze.
Obok
pałacu jest piękny, stary park (rośnie tu nawet miłorząb dwuklapowy :)
Z
takimi widokami i przy śpiewie ptaków to można wypocząć.
Znajdą
to nawet coś dla siebie amatorzy nalewek - ponad dwumetrowe krzaki
pigwowca. Niestety w pałacu tradycja nalewek zaginęła.
Hania też
remontuje tyle że na wsi - jest tu tyle ciekawych rzeczy ale najlepszy
jest na razie zwykły piasek.
Ładna
pogoda spóźniła się o tydzień ale i tak na spacerze lody smakowały
znakomicie.
Czas na
porządki w ogródku. Właściwie sprzątać można na okrągło - najpierw
robimy bałagan a potem go sprzątamy.
To
zdjęcie jest zbyt ładne aby go tutaj nie pokazać. Fotograf - Ewa.
Olek
właśnie skończył 14 lat
a
Hania właśnie skończyła półtora roku
i
nawet czasami potrafią się bawić razem...
Wycieczka w Białe Skały
Na moście
Karola w Pradze - Olek prosi św. Jana Nepomucena o ... siostrzyczkę :)
Na
Kicarzu - pierwsza duża wycieczka z Olkiem
I na
zamku "Przebacz mi Brunhildo" w Niedzicy
W każdym
jest trochę z dziecka :)
a Olek
był wtedy dzieckiem na pewno
Pierwszy
wspólny wyjazd w Bieszczady
Widoczek
na Połoninę Wetlińską od strony Działu
Wszystkie zdjęcia są własnością Ewy i Ryszarda Głąbów - kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody jest niedozwolone.